Dlaczego gramy na punkty?

W czwartek, po treningu na Siennickiej, po którym wyszliśmy z „niedosytem”, staliśmy z Maćkiem pod halą i gadając (bez piwa) dochodziliśmy do wniosków dlaczego gramy w soboty na punkty? O 8:30? Przecież to nie jest normalne. 😉

Wniosek wyszedł nam ten sam: sobotnie granie na punkty traktujemy jako „poligon doświadczalny”! W treningu elementów nie ma czasu na „doświadczenia”. Tam jest plan do wykonania: „FH po prostej, FH ze środka, BH po przekątnej i… tak 7 minut… potem druga strona”. Granie „lig” na koniec treningu zorganizowanego, też nie daje pola do „nowości”, bo nie ma czasu. Czasem mecz zakończy się… zanim się zacznie na dobre. 😀

No to gdzie można spróbować nowych technik, w pocie czoła wykuwanych na blachę za stołem? Ktoś stwierdził: na turniejach! Niestety nie. Większość turniejów w ten sposób kończy się na dwóch meczach… przegranych. Jak chcesz grać dłużej to musisz grać na maksa, żeby wygrać. Wtedy nie ma czasu na „testy”, trzeba „grać swoje”.

Część turniejów pozwala pograć dłużej, najpierw grupy, potem drabinka. Czasem drabinka i w grupach o miejsce. Niestety wtedy czekamy dość długo na gry. Bywają momenty, jak jest dużo graczy, na Spójni, że od 9:00 do 13:00 można zagrać… 3(!) mecze. Większość czasu siedząc i „stygnąc”. Nie o to nam chodzi. :/

W ten sposób wyszło, że nasze granie na punkty jest idealnym momentem na testowanie „nowego”. Jest intensywne 1.5h gry, każdy z każdym, bez parcia na wynik. Tzn. jak ktoś ma parcie to wygrywa, ale jak ktoś nie ma, to może testować nowe pomysły bez szkody dla „wizerunku”. Grupa jest na tyle wyrównana, że testowanie nowego musi się odbywać z głową. Jak pójdziemy na „żywioł”, to zejdziemy z wynikiem 3:11. To powoduje, że zaczynamy też w czasie meczu myśleć, co jest rzadkością ;). Granie „swojego” powoduje automatyzacje (która jest dobra), ale jak przeciwnik wybije nas z gry, to cały mecz upada. Testowanie nowości, z głową, w trakcie naszych gier ma same plusy, rozwija nasze umiejętności „motoryczne” i „myślenie” za stołem.

Do tego granie czasem końcówek od 7:7 (nie wiem kto to wymyślił, ale plan jest genialny) powoduje oswajanie się z presją takich wyników w „prawdziwych” meczach… jakby te nie były prawdziwe. 😉

Reasumując: mecze na serio, ale bez parcia na wynik są rewelacyjnym uzupełnieniem treningów grupowych i indywidualnych.

/Niech topspin będzie z Nami!/

Dodaj komentarz